duch czy nie duch
Idea duszy. Tylko człowiek z kulturą europejską ma koncepcję
duszy. Taki Chińczyk czy Marokańczyk z 14 wieku jak by wysłuchał
współczesnych wynurzeń o świetlistych bytach i innych
ezoterycznych stworzeniach postukał by się w głowę. I stwierdził
„ty stary.. Ja wiem że masz stresa ale może znajdź se babę albo
nie pal tego co palisz bo ci chyba szkodzi”
Osobiście na
początku swojej ścieżki jak tylko zaczynałem czarowanie też nie
koniecznie ogarniałem czym jest dusza. Te z wierzyłem w te
świetliki co to tylko niektórzy mogą widzieć bo mają otwarte 3
oko I też wierzyłem że są to dusze dosłownie w tym świecie.
Tylko jak ma się dusza do duszy.. czyli czy wszystko co nie
namacalne „=” człowieczek? Może pochylmy się nad koncepcją
duszy .
Współczesna
definicja duszy…
no generalnie to nie
jest łatwy temat. Biorąc pod uwagę że w polskim kociołku
duchowości mamy hinduizm, buddyzm, judaizm, katolicyzm i parę
innych kultur włącznie z chorą grecką doktryną (tak nie lubię
filozofów greckich) to może uśrednijmy najpierw w prostych
chłopskich słowach co dla zwykłego człowieka jest duszą. Dusza
to takie nienamacalne i niewidoczne coś co siedzi w ciele i se
steruje tą maszynerią mięsno elektryczną pod tytułem człowiek.
Jeszcze bardziej upraszczając dusza to jest ta dziwna wkładka która
daje nam to że jesteśmy i możemy to zdefiniować a nie tylko to że
se leżymy i śmierdzimy z okazji n.p. nadmiernej temperatury… Bo
gorąco… :P
Każda cywilizacja
czy to bardziej czy mniej technologiczna twierdziła że coś to
nasze ciało napędza. Nie wiem dlaczego współcześni próbują
nazwać te co sie częściami duszy ale uszanujmy ich upartość i
podsumujmy najważniejsze składowe duszy zgodnie z różnymi
kulturami.
Żeby ułatwić
przyjmijmy że dusza jest składową człowieka i nie koniecznie musi
być jedna oraz nie koniecznie oiznacza że ta dusza jest świadoma
nieśmiertelna i w ogóle turbo -boska
Buddyzm.- no i się
wkopałem bo tam byle swawolna myśl ma własną nazwę. Więc może
omińmy te dziwne nazewnictwo i spróbujmy to przełożyć na
bardziej zrozumiały język (uwaga mocno spłycam temat) składową
człowieka jest ciało które sobie po jakimś czasie umiera i
szkielet zachowań i odruchów podporządkowanych prawom „karma”
- przyczynom i skutkom. Ta doktryna postrzegania rzeczywistości
uważa że nawet nasza świadomość jest iluzją a my sami jesteśmy
tylko więźniami tej iluzji Nawet nasza świadomość jest
ograniczoną dziurką od klucza przez którą nasze absolutne
wszystko spogląda na świat. Cała rzecz żeby sobie uświadomić że
to tylko dziurka od klucza. By ta dziurka od klucza przestała być
naszym więzieniem i byśmy stali się w pełni sobą a nie
ograniczoną przez świadomość małą foremką Buddyzm nie
koncentruję się za bardzo na składowe człowieka bo sam człowiek
jest ułudą więc po co roztrząsać temat ułudy.
Słowiańskie
spojrzenie przed chrześcijańskie. Człowiek składa się z ciała
duszy i cienia. Ciało jak to ciało zurzywa się i idzie do piachu.
Dusza wraca do rodu i przychodzi znowu na świat w swojej rodzinie
(drzewo przodków rodów i życia) a cień po śmierci idzie do nawii
czyli do krainy pod ziemią gdzie ma sobie żyć dalej jako członek
swojego rodu ale tym razem bez pałzy pod tytułem śmierć. Prosto i
bez komplikacji – dusza jest czymś co żyje w rodzinie i odradza
się w rodzinie. Im większa rodzina tym większa siła duszy bo to
wszystko to jedno. Niestety nie mamy za dużo przekazów na ten temat
więc nie możemy przedstawić logicznego schematu duszy – rodziny
czy może domu. Fizycznie nie wiemy jak to było postrzegane.
Wszystkie obrządki
post chrystusowe czyli wszystko co powstało po nowym testamencie
włącznie z islamem definiuje świat i duszę w podobny sposób. Na
końcu będzie armagedon, koniec świata czy jak go tam będą
nazywać. Wtedy wszystkie dusze będą osądzone i pójdą albo do
piekła albo do nieba… No jak ktoś lubi skrajności to jego wola.
Doktryna chrześcijańska rozszerzyła jeszcze miejsce po śmierci na
czyściec gdzie dusze pokutują ale nie są definitywnie skazane na
którąkolwiek skrajność.
Egipcianie składali
człowieka z ciała „ki” i „ka” co oznacza „ki” jako
paliwo co to jak się skończy to człowiek pada i „ka” które
odchodzi na zachodnią część nilu gdzie pracuje na brzegach
zalewowych pod panowaniem słońca (zwykle był to RA)
Skandynawowie
składali człowieka natomiast z myśli, pasji i „la”
co
oznacza życie jako takie (kolorki ciepło i ogólnie coś co
odróżnia człowieka od kamienia)
Po
raz kolejny przypominam w czym się to wyraża. Myśl to oddech,
Pasja to działanie a „la” to krew. Człowiek jako taki gdy
zabraknie mu „la” idzie do Hell gdzie dalej pracuje i żyje jak w
Midgardzie.
W skandynawskiej mitologii Hell nie oznacza braku śmierci. W Hell
można również umrzeć i trafić do jeszcze innego miejsca. Ale
Skandynawowie nie miej oddzielnego konceptu duszy jako takiej. Ciało
jak umierało to dosłownie szło do Hell.
Pod ziemię gdzie było istniało dalej. Gdy człowiek przybywał z
zaświatów nie przychodził w formie eterycznej czy ujakiegoś
innego zwiewnego gałganka ale przybywał w ciele (niektóre eddy
mówią że nawet w nocy z małżonkami łobuzowali ) ale
przychodzili fizycznie.
No
to mam nadzieje że nie zrobiłem za dużego bałaganu w waszych
myślach. To jest małe rozjaśnienie dlaczego koncepcja nasza
europejska duszy jest trochę … Mało rozumiana dla „nie
euroczeków”
No
dobra to co to za dziwne napięcia co to człowiek czuje jak coś
„przylezie” i się człowiek tego „boi” Każda kultura
nazywała to inaczej. Upiory, latawice, skrzaty, trolle Zależnie od
tego gdzie byliśmy i kto nam tłumaczył co to jest. Ale nigdy nie
było to coś co nie jest fizyczne co potrafi skakać między
wymiarami jak żaba po kamieniach czy dzieciak między kałużami.
Były sobie (i są dalej) dziadostwa co to straszą w nocy, co to
przeszkadzają w nocy, są tacy co mieszkają w łazienkach i pod
krzesłem w kuchni. Przekonywało się ich w różny sposób żeby
nie wkurzali. A to przez poczęstunek a to przez zostawienie trochę
wody w wannie czy też przez powieszenie ładnego chwasta pod sufitem
czasami
palono im świece a czasami wymiatano je z domu bo już doprowadzały
człowieka do „szewskiej pasji” Wymiatano różnie. Wrzosem (w
anglii do tej pory wrzosowa miotła = magiczna miotła) stawiano
znaki „zakazu wejścia” czy smrodzono po całym domu paloną
korą. Szorowano domy i zamiatano pajęczyny (bo tam się złośliwe
duchy chowały) ale zawsze zostawiano jeną albo dwie dla tych
dobrych i pomocnych mieszkańców), Kot pilnował domu i pieca a
podwórka pies bo kot kroczył po wielu światach naraz a pies swoim
szczekaniem odganiał tych co to chcieli wejść i napsocić) żelazne
noże odcinały złe sny, potem nożyczki czerwone wstążeczki
chroniły przed urokami bo niewidzialni bali się krwi, Albo pożądali
więc zwykle jak widziały taką wstążeczkę to albo uciekały albo
to ich satysfakcjonowało. Gdy Nosiło się na ubraniu albo na
nocnej koszuli słońce stworzenia nocy (te niewidoczne) nie
przeszkadzały i nie powodowały szkody dla własnej uciechy. Tak nie
mówię o słoneczku tylko ale o wszelkich wariacjach swastyki
również. No i oczywiście Przodkowie. Oni zawsze pomagali. Starsze
ludy biorą to bardzo dosłownie i mieszkają blisko miejsc pochówku
swoich bliskich albo w jakiś tam zmienionej formie trzymają
przodków w domu albo koło domu. Czasami są to zdjęcia i obrazy
przodków, W chinach jest to imię napisane na tabliczce. W
niektórych skandynawskich społecznościach są to buty na ścianie.
Ale nasi przodkowie również brali i biorą czynny udział w obronie
przed niewidzialnymi w dzień i w nocy.
Dobra
Koniec tego lania wody. Jak widać dusza i duch nie jest tożsame z
tym że po domu coś łazi i dzwoni. Kochani. Jeżeli macie problem
w domu bo się szklanki tłuką albo koszmary się śnią.
Pamiętajcie że to nie koniecznie muszą być wkurzone dusze
przodków. Mogą to być mieszkańcy typu łaźnik czy inny ciort.
Nie musicie święcić domu. Nie musicie czarować na potęgę i
wzywać egzorcystów. Może najpierw spróbujcie popatrzeć co może
waszych współlokatorów wkurzać. Bo czasami może być tak że po
prostu robicie głupoty a wasi „opiekunowie” z cienia próbują
wam to powiedzieć.
Komentarze
Prześlij komentarz